Star Trek Online – czy warto?
Dziennik załoganta, data gwiezdna… a czort wie. Jakaś jest. Kapitan kazali notować, więc załogant notuje, chociażby miałyby być to tylko logi o ślęczeniu nad nudnym, mało ważnym i ciągnącym się jak flaki z olejem czyszczeniem iniektora antymaterii numer 189-A-3. A co to za hałas…? O w mordę…! To Borg!
Po zmianie portalu WOGF rozpoczynamy ciąg artykułów na najróżniejsze trekowe i około-trekowe tematy. Na pierwszy ogień idzie Star Trek Online, czyli fachowo rzecz ujmując gra MMO RPG, której akcja dzieje się w naszym kochanym uniwersum i o której informacje pojawiają się nawet o oficjalnych materiałach o ST. Co to oznacza dla Trekkerów? Teoretycznie dużo. Mamy możliwość pobawienia się w dość rozbudowanym świecie statkami i broniami, które znamy tylko z filmów i seriali. Ponieważ fabuła dzieje się około 30 lat po ostatnim filmie (z oryginalnej linii czasowej – tak, wiem, to zakręcone), więc poznajemy późniejsze losy serialowych bohaterów, a z niektórymi z nich można nawet przeżyć jakieś przygody.
Zachęcające, prawda? Ale czy aby na pewno?
Siłą STO są nawiązania do filmów i seriali. I nie mam na myśli trudnych do zauważenia mrugnięć okiem, ale raczej przyłożenie z całej siły między oczy z broni ciężkiego kalibru. Lokacje wyglądają prawie identycznie, bo chodząc po DS9 czy okrążając ziemski dok widzę to, co trzeba. Rasy, okręty i ich wyposażenie też robią niezłe wrażenie. Oczywiście trzeba pamiętać, że mimo wszystko jest to gra komputerowa i jako taka będzie mieć swoje ograniczenia technologiczne, a do tego 30 lat fabuły robi swoje, ale i tak można się tam poczuć, jak w domu. Domu, w którym odgłos rozsuwających się drzwi kojarzy się z przygoda Kirka, a za rogiem stoi Doktor mówiący głosem Roberta Picardo „Please state the nature of the medical emergency”. Miodzio!
Chcesz polatać statkiem klasy Galaxy? Nie ma sprawy. Postrzelać z shotguna Zeframa Cochrane do Borga albo do Hirogenów? Da radę.
Problem w tym, że moim skromnym zdaniem natura gry i rywalizacji powoduje odejście od filozofii Star Treka, czyli czegoś, za co pokochałem ST. Tu nie ma podążania tam, gdzie nie dotarł jeszcze człowiek, a problemy bardzo rzadko rozwiązuje się metodami dyplomatycznymi. Sam fakt, że jest to komputerowa gra MMO wymusza typowe dla tego gatunku zachowania, np. grind, powtarzalność misji na końcowych etapach, itd. Ograniczenia techniczne silnika gry powodują, że fabuła jest dość liniowa i można przejść ją całą nawet nie czytając dialogów. A nie o to chyba chodzi.
Nie mniej jednak jeśli ktoś z Trekkerów czy Trekkerek ma ochotę pobawić się przez jakiś czas, to można tam stracić dużo godzin. Bo STO nie jest złą grą i ma do zaoferowania na prawdę bardzo dużo smaczków, które będą tu opisywane.
Tym samym cykl „STO w WOGF” uważam za rozpoczęty.