Raport z sierpniowego spotkania terenowego
W dniach 19-21 sierpnia miała miejsce długo wyczekiwana wyprawa terenowa załogantów i sympatyków WOGF-u na Risę – a konkretnie do ulubionej miejscówki naszej porucznik Antoniny w risijskim dystrykcie Zajączkowo.
Piękne lasy, cisza, okoliczna zieleń (w dużych ilościach) i woda doskonale wpłynęły na morale załogi i pasażerów U.S.S. Posnanii .
Jako pierwsi na miejscu stawili się porucznik Tosia – nasza dobrodziejka – kapitan Kamil, oficer komunikacyjny Piotr „Brazzers” oraz goście z sąsiednich kwadrantów: Zuza „Młoda” z Łodzi, Michał „Ragnar” z Wrocławia, kapitan i pierwszy oficer klingońskiego IKS Warschau (do tej pory nie wiemy, kto jest kim na ich statku ) – Przemek „Pan’tHer” oraz Piotr „Pa’veL” z Warszawy (tu należy pochwalić ich za „wolę walki do samego końca” – bowiem nieodwracalna awaria napędu WARP ich krążownika w połowie nie przeszkodziła w dotarciu na miejsce – zgodnie z honorową obietnicą – true warrior way, howgh!).
W sobotę dotarli, po leśnych przeprawach, komandor O’Campa z Sylwią oraz Michał. Niestety – Szymon i Michalina nie mogli pojawić się z powodu infekcji – kilka dni wcześniej mieli kontakt z Vidianami i chyba złapali od nich Phage. Nie pojawili się … od razu – bo zrobili nam wszystkim ogromną niespodziankę i przyjechali na kilka długich godzin na miejsce w sobotnie popołudnie – za to powitaliśmy ich gromkimi brawami (nikt ich nie ściskał z obawy przed zarazą…).
Cały czas na Risie spędziliśmy godnie na regeneracji sił: przy ognisku, grillu, zimnych napojach z różnych stron galaktyki – Borg może nam tylko pozazdrościć. Nikt się nie wysilał (za bardzo), pogoda dopisywała, zatem można było przystąpić do podnoszenia tężyzny fizycznej.
W różnych składach organizowaliśmy zajęcia sportowe – a wśród nich były: gra w piłkę – rzucankę (to taka siatkówka, tylko bez siatki), doskonalenie umiejętności strzelania ze średniowiecznych fazerów – czyli łuku i strzał, a w ramach relaksu do gry weszły bule. To także wymagało dobrej koordynacji wzrokowej, ale ostatecznie i to wyzwanie okazało się nietrudne. Odbywały się również misje indywidualne, np. podniesienie umiejętności pilotażu promami kosmicznymi po terenach leśnych czy poszukiwanie mini bazy (tj. rozbitego wcześniej namiotu), który zaginął gdzieś w czasoprzestrzeni w „niewyjaśnionych okolicznościach”… Porucznik Tosia udzielała też „Ragnarowi” lekcji nawigacji małym, dwuosobowym promem po pobliskim akwenie wodnym. Lekcja była chyba udana, bo oboje wrócili zadowoleni „z naręczem nenufarów” .
Oczywiście w przerwach nie brakło czasu na konsumpcję przywiezionego przez uczestników prowiantu i na długie dyskusje. Tematów rozmów było jak zawsze wiele, trudno wskazać jakiś dominujący. Jednak zgodnie z naszymi zasadami NIE rozmawialiśmy o polityce – nikt nie chciał psuć innym (i sobie) relaksu. W godzinach południowo-wieczornych postanowiliśmy podnieść poziom naszych umiejętności taktycznych. Po jasnym i klarownym wytłumaczeniu zasad gry planszowej „Tajniacy”, w szranki stanął również komandor O’Campa. Oczywiście z czasem okazało się, że nieświadomie grał przeciw swojej drużynie, co poskutkowało sromotną „wygraną inaczej” jego zespołu. W trakcie kilku kolejnych rozgrywek wszyscy świetnie się bawili, a niektórzy przekonali się, że gry planszowe to rozrywka nie tylko dla dzieci. Duży zainteresowaniem cieszyła się również atrakcja gospodarzy – chatka Hobbita. Co skrywa zostanie naszą tajemnicą.
Około godziny 1:00 w nocy rozpoczęliśmy walkę z lokalnymi krwiopijcami, których zastępy atakowały nas zaciekle do samego rana. Jednak pomimo ich liczebnej, milionowej przewagi odnieśliśmy kolejny sukces, a komarzy trup ścielił się gęsto.
Niedzielne przedpołudnie było czasem podsumowań, doskonalenia nabytych dzień wcześniej umiejętności gry w bule, poszukiwań malin w chruśniaku przy domku hobbita… Późnym popołudniem ostatnie osoby opuściły okolicę, a ostatecznie w godzinach nocnych wszyscy goście z sąsiednich kwadrantów szczęśliwie dotarli do swoich domów.
Kapitan Kamil, Brazzers, Szymon i Alina (która dołączyła do nich na miejscu) wykonali w międzyczasie jeszcze jedną misję bonusową – czyli kontynuowali odkrywanie niezbadanych miejsc na kulinarnej mapie Poznania – i testowali PRZEPYSZNE (jak się po chwili okazało) dania w nowej przystani dla mięsożerców w centrum miasta – Meat us. (wszystkim gorąco i mięsnie polecamy!).
Na koniec wypada jeszcze podziękować naszym gospodarzom: porucznik Tosi, pani generał Dan’kHa oraz Pretorowi Romulan J’ackowi – za udzielenie pięknego miejsca na spotkanie sierpniowe. DZIĘ-KU-JE-MYYY I ZAPRA-AAA-SZAMY!
Raport: O’Campa & Brazzers