Relacja z Falkonu 2015
Trzeci rok z rzędu Wielkopolski Oddział Gwiezdnej Floty wysłał away team na Falkon, tym razem w składzie Bartas, Marlena, Mavis oraz Wookie. Tegoroczna odsłona tego drugiego co do wielkości festiwalu fantastyki w naszym kraju (w tym roku było blisko 8 tysięcy uczestników) była z kilku względów odmienna niż w poprzednich latach. Przede wszystkim Falkon trwał o jeden dzień krócej. Poza tym niestety w naszym odczuciu programowo było niestety zdecydowanie słabiej.
Pierwszego dnia wzięliśmy udział w dwóch konkursach wiedzy filmowej. Było to spore wyzwanie, tym bardziej że obie atrakcje odbywały się w namiotach doklejonych do głównego gmachu Targów Lubelskich i jak można się domyślić było potwornie zimno. W prawdzie organizatorzy postarali sie o gazowe grzejniki, ale była ich zdecydowanie niewystarczająca ilość. Do tego, musieliśmy się zmierzyć z rozpoznaniem wszelakich soundtracków, wiedzieć w ile postaci z komiksów wcielił się dany aktor, albo bezbłędnie rozpoznać film po jednym niepozornym kadrze. Mimo tego, że nie udało stanąć się na pudle w żadnym z nich, to byliśmy dumni z siebie, że rozpoznaliśmy ścieżkę dźwiękową ze „Źródła” czy Stana Lee w „Pamiętnikach Księżniczki 2”. Co najważniejsze nie byliśmy tez ostatni i w obu przypadkach walczyliśmy do samego końca. Dzień zakończyliśmy w dobrze wyposażonym Games Roomie, gdzie machnęliśmy sobie partyjkę „Cyklad”, którą na śpiąco wygrał Mavis 😀
Sobotę zaczęliśmy dość późno – z przyczyn od nas kompletnie niezależnych biesiadowaliśmy poprzedniej nocy w hostelowym pokoju wraz z długo niewidzianym Deltą praktycznie do białego rana To spowodowało, że nie udało nam się dotrzeć na jedyny trekowy punkt programu na całym konwencie , czyli Star Trek dla Początkujących prowadzony przez Finkę. Dostaliśmy za to lekki „opr”, ale mam nadzieję, że oddział TrekSfery był w ostateczności wyrozumiały i nam przebaczył 😀 Resztę dnia spędziliśmy w zasadzie na grze w gry planszowe. Najpierw wypróbowaliśmy „Kingdom Builder” na stanowisku wydawnictwa Rebel – co najwyżej średnia, prosta gra typu euro, która raczej nikogo z nas nie zachwyciła. Następnie testowaliśmy w dwóch partiach „Andromedę” na stanowisku wydawnictwa Galakta. Do gry zapraszał szary niewielki obcy rodem z Archiwum X lub Gwiezdnych Wrót, a mundury Mavisa i Bartasa potęgowały klimat. Na koniec, już tradycyjnie poszliśmy do Games Roomu i zagraliśmy kolejny raz w „Cyklady”, a następnie kontynuowaliśmy biesiadowanie w hostelu.
Ostatniego dnia przyszedł czas na jeszcze dwa konkursy. Na pierwszy ogień poszedł konkurs wiedzy o StarGate, którego udało nam się wygrać, nie odpowiadając jedynie na 3 pytania z 12 (głownie z StarGate Universe :P). Na koniec pozostał nam jeszcze konkurs wiedzy z gier planszowych, na którym podzielenie na dwie drużyny godnie walczyliśmy ze znanymi podcasterami i blogerami planszówkowymi i otarliśmy się o podium. Doszliśmy do wniosku, że jednak już coś o tych grach planszowych wiemy. Tutaj niestety trzeba ponarzekać na organizatorów, którzy przez 20 minut nie potrafili zorganizować dla prowadzących komputera, co spowodowało dalsze spięcia w trakcie konkursu. Sporo osób jak i prowadzący byli poddenerwowani z powodu zaistniałych niedogodności i do samego konkursu wkradały się spięcia i niepotrzebne pyskówki.
Podsumowując, wyjazd na pewno nie był tak udany jak w poprzednich latach. Mogło być oczywiście gorzej, spotkaliśmy się chociażby z Deltą i mogliśmy sobie powspominać i podyskutować na tematy wszelkie. Dobrze się bawiliśmy przy grach planszowych. Jednak to był pierwszy konwent w całej mojej historii, gdzie w zasadzie nie byłem na żadnej prelekcji, a sobotę gdzie powinien być program najciekawszy przegrałem na stanowiskach wydawców planszówek. Organizacja oczywiście na każdym konwencie ma swoje potknięcia, jednak w tym roku na Falkonie było naprawdę słabo pod tym względem. Zaczynając od mroźnych namiotów i braku przygotowania sal pod atrakcje, możemy niestety iść dalej. Na przykład wymuszanie podpisywania identyfikatorów… dlaczego? co to daje? Parking płatny pod targami… Piątak za wjazd… no proszę… Wydaje mi się, że w akredytacji opłata parkingowa powinna być zawarta, tym bardziej, że we wcześniejszych edycjach festiwalu parking był darmowy. Co więcej ostatniego dnia, wspomniane gazowe grzejniki w namiotach zaczęły przeciekać i w całym pomieszczeniu unosił się zapach gazu, a najgorsze w tym wszystkim był fakt, że przez dwie godziny trwania konkursu nikt z organizatorów z tym nie potrafił sobie poradzić. Program był ujawniony trochę ponad tydzień przed imprezą, a w hostelach miejsca kończyły się dwa miesiące przed Falkonem. Także nawet jeśli okazało się, że program jest słaby trudno było już zrezygnować z podróży, mając opłacony już nocleg… Na koniec dodam jeszcze niezrozumiałe zamykanie sklepiku konwentowego w niedzielę o 16:00, kiedy ostatnie konkursy trwają do… 16:00. Niestety te wszystkie niedociągnięcia spowodowały, że bardzo mocno zastanowię się, czy w przyszłym roku znów pojadę do Lublina. Jest to jednak kawał drogi od Poznania. Podsumowując w drodze powrotnej nasz wyjazd wypracowaliśmy zdanie które idealnie ocenia festiwal: „Konwent słaby, ale impreza zarąbista i bawiłem się przednio” 😀
Pochwalić jednak mogę tegoroczny Falkon pod względem gier planszowych. Gracze naprawdę mieli tutaj ucztę. Można było zagrać w sporo nowości, wziąć udział w turniejach, przetestować prototypy nowych tytułów. Spokojnie można całe 3 dni spędzić przy planszy, kartach i rzucaniu kostką. Na hali wystawowej byli wszyscy najwięksi polscy wydawcy i robili co mogli aby przyciągnąć graczy właśnie do siebie. Do tego dochodzi ogromny GamesRoom ze sporym wachlarzem gier do wyboru.