Filozofia Star Treka III – Utylitaryzm, czyli podstawowe zasady działania Federacji (Pierwsza Dyrektywa)
Świat Star Treka to fantastyczna możliwość zaprezentowania pewnych radykalnych zmian nie tylko w świecie, ale także w człowieku i w jego postępowaniu, moralności i motywacji do podjęcia następnego kroku. Star Trek jest także idealnym miejscem do eksperymentów, swoistym „co by było gdyby”, ukazującym nam możliwe następstwa i konsekwencje zmian, które moglibyśmy wprowadzić w nas samych. Star Trek dotyka wielu różnych sfer – to jednak, na czym skupimy się dziś, to zasady etyczne Federacji, oparte w dużej mierze na etyce utylitarystycznej.
Utylitaryści polegali na czymś, co ówcześnie i dziś nazywamy zasadą użyteczności, a jest to próba przedstawienia obiektywnej zasady, determinującej działania. Liczą się efekty postępowania – szczególnie te długoterminowe. Według tych założeń – działanie jest słuszne tylko wtedy, gdy dostarcza więcej pożytku, niż szkody. Oczywiście szybko przeszlibyśmy do konkluzji, że hedonista postępowałby słusznie, ale to na czym nam zależy, to skupienie się na konsekwencjach, a nie motywach. Po upojnej nocy pełnej alkoholu przyjdzie nam zajrzeć w pusty portfel z bolącymi głową i brzuchem oraz czytając dziwne sms-y wysłane do byłej. Mimo tego, że dobrze się bawiliśmy – negatywne konsekwencje przewyższą potencjalne korzyści.
Przejdziemy płynnie do Pierwszej Dyrektywy, a mianowicie – czym jest. Pierwsza Dyrektywa jest nadrzędnym prawem moralnym, mówiącym o tym, że nie należy jakkolwiek wpływać na inną cywilizację, która nie osiągnęła odpowiedniego poziomu technologicznego. Stwierdza się, że obcy, którzy nie posiadają napędu umożliwiającego podróże międzygwiezdne, nie powinni nawet wiedzieć o istnieniu obcych cywilizacji. Zauważmy, jaki ciekawy zabieg został zastosowany – technologia ma wskazywać obiektywnie moment, w którym cywilizacja jest gotowa, by poradzić sobie ze świadomością tego, że nie jest sama w kosmosie. Nikt nie bada, czy nie ma wojen, czy społeczeństwo nie jest kastowe, czy poradzono sobie z problemami cywilizacyjnymi… po prostu technologia jest wyznacznikiem gotowości. Ale jeżeli sobie przypomnimy, jak średniowiecze zawęziło myślenie, a także jak spowolniło rozwój technologiczny, to będziemy mieli odrobinę szersze pojęcie na ten temat. Z drugiej jednak strony – czy nasz obecny rozwój technologiczny idzie w parze z rozwojem społecznym? Jest to temat na inny artykuł.
Pierwsza Dyrektywa miała wiele różnych „podpunktów”, dotyczących chociażby nieingerowania w wewnętrzne sprawy obcego państwa, albo nieudostępniania technologii, jednakże wynikały one z tej głównej i podstawowej zasady – nie mieszania się w naturalny rozwój obcej kultury.
Muszę też wspomnieć o tym, że Pierwsza Dyrektywa to także pozostawienie samym sobie cywilizacji, gdy same chcą się unicestwić – przykładowo przez wojnę nuklearną. Albo wtedy, gdy zagraża im naturalny kataklizm planetarny, lub supernowa ich słońca, czy też zderzenie z asteroidą. Zaburzenie naturalnego rozwoju cywilizacji w jakikolwiek sposób jest niedopuszczalne – nawet gdyby oznaczało to anihilację. Dodatkowo, każdy z oficerów Gwiezdnej Floty jest zobowiązany poświęcić swoje życie, a kapitan jest zobowiązany poświęcić członka załogi, a nawet cały statek – tylko po to, aby nie wpłynąć w jakikolwiek sposób na naturalny rozwój innej cywilizacji.
Dlaczego? Ponieważ jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że przyniesie to więcej zniszczenia niż korzyści. Brzmi znajomo? Oczywiście, jest to utylitaryzm z jego pełnym obiektywizmem i zasadą użyteczności wprowadzony w ruch. Należy zwrócić uwagę także na kolejny istotny aspekt. Utylitaryści wskazywali na potrzebę oderwania słuszności i niesłuszności naszych działań od oceny moralnej. Nawet jeżeli robimy coś szlachetnego, długodystansowe konsekwencje mogą być katastrofalne. Zauważmy, jak bardzo ta zasada etyczna jest istotna na przykładzie Pierwszej Dyrektywy, gdzie członkowie Federacji zakładają, że lepiej jest pozwolić całej cywilizacji istot rozumnych wymrzeć – niż pomóc im w przetrwaniu.
Wielokrotnie w serialach, a nawet w filmach, ukazane są dylematy oparte na Pierwszej Dyrektywie. Bezwzględnie nie mieszać się w naturalny rozwój obcej cywilizacji. W jednym z obcinków Następnego Pokolenia (TNG) kapitan Picard staje się dla obcej cywilizacji bóstwem, które zaczyna być czczone. Wyobraźmy sobie, co mogłoby dziać się dalej, gdyby odpowiednio wcześnie nie zaradzono sytuacji. Więcej – cały zamysł Voyager-a opiera się na tym, że kapitan Janeway poświęca siebie całą załogę tylko dlatego, że system filozoficzny uniemożliwia jej pozostawienie technologii obcych w rękach innej, mniej zaawansowanej cywilizacji – co zniszczyłoby naturalny balans sił w danym regionie.
Pierwsza Dyrektywa to nie tylko prawo – to cała filozoficzna – oparta, jak dowiedliśmy, na utylitaryzmie. Wyobraźmy sobie problem, jaki stwarza tego typu system, który wymusza na nas największe poświęcenie – nawet, jeżeli mamy dobre chęci i chcemy komuś po prostu pomóc. Bezwzględne posłuszeństwo bez wyjątków i bez naginania zasad. Pamiętajmy jeszcze o jednej, bardziej przyziemnej sprawie – Pierwsza Dyrektywa to zwalczenie w sobie arogancji – przekonania o tym, że wie się lepiej, co jest lepsze dla drugiej osoby (a w tym konkretnym przypadku – dla drugiej cywilizacji). Może i szybko rozwijamy się technologicznie jako członkowie cywilizacji zachodniej, ale społecznie jesteśmy daleko w tyle, domagając się, aby inne regiony świata miały ten sam system polityczny co my, aby wierzyły w to samo, co my, aby wprowadzały podobne prawa i miały te same wartości. Zapominamy tym samym o tym, czy jednocześnie nie uniemożliwiamy im samodzielnego rozwoju i samodzielnego odkrycia, co jest dobre, a co złe? Czas nam pokaże.
kapitan Kamil
Przejdziemy płynnie do Pierwszej Dyrektywy, a mianowicie – czym jest. Pierwsza Dyrektywa jest nadrzędnym prawem moralnym, mówiącym o tym, że nie należy jakkolwiek wpływać na inną cywilizację, która nie osiągnęła odpowiedniego poziomu technologicznego. Stwierdza się, że obcy, którzy nie posiadają napędu umożliwiającego podróże międzygwiezdne, nie powinni nawet wiedzieć o istnieniu obcych cywilizacji. Zauważmy, jaki ciekawy zabieg został zastosowany – technologia ma wskazywać obiektywnie moment, w którym cywilizacja jest gotowa, by poradzić sobie ze świadomością tego, że nie jest sama w kosmosie. Nikt nie bada, czy nie ma wojen, czy społeczeństwo nie jest kastowe, czy poradzono sobie z problemami cywilizacyjnymi… po prostu technologia jest wyznacznikiem gotowości. Ale jeżeli sobie przypomnimy, jak średniowiecze zawęziło myślenie, a także jak spowolniło rozwój technologiczny, to będziemy mieli odrobinę szersze pojęcie na ten temat. Z drugiej jednak strony – czy nasz obecny rozwój technologiczny idzie w parze z rozwojem społecznym? Jest to temat na inny artykuł.
Pierwsza Dyrektywa miała wiele różnych „podpunktów”, dotyczących chociażby nieingerowania w wewnętrzne sprawy obcego państwa, albo nieudostępniania technologii, jednakże wynikały one z tej głównej i podstawowej zasady – nie mieszania się w naturalny rozwój obcej kultury.
Muszę też wspomnieć o tym, że Pierwsza Dyrektywa to także pozostawienie samym sobie cywilizacji, gdy same chcą się unicestwić – przykładowo przez wojnę nuklearną. Albo wtedy, gdy zagraża im naturalny kataklizm planetarny, lub supernowa ich słońca, czy też zderzenie z asteroidą. Zaburzenie naturalnego rozwoju cywilizacji w jakikolwiek sposób jest niedopuszczalne – nawet gdyby oznaczało to anihilację. Dodatkowo, każdy z oficerów Gwiezdnej Floty jest zobowiązany poświęcić swoje życie, a kapitan jest zobowiązany poświęcić członka załogi, a nawet cały statek – tylko po to, aby nie wpłynąć w jakikolwiek sposób na naturalny rozwój innej cywilizacji.
Dlaczego? Ponieważ jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że przyniesie to więcej zniszczenia niż korzyści. Brzmi znajomo? Oczywiście, jest to utylitaryzm z jego pełnym obiektywizmem i zasadą użyteczności wprowadzony w ruch. Należy zwrócić uwagę także na kolejny istotny aspekt. Utylitaryści wskazywali na potrzebę oderwania słuszności i niesłuszności naszych działań od oceny moralnej. Nawet jeżeli robimy coś szlachetnego, długodystansowe konsekwencje mogą być katastrofalne. Zauważmy, jak bardzo ta zasada etyczna jest istotna na przykładzie Pierwszej Dyrektywy, gdzie członkowie Federacji zakładają, że lepiej jest pozwolić całej cywilizacji istot rozumnych wymrzeć – niż pomóc im w przetrwaniu.
Wielokrotnie w serialach, a nawet w filmach, ukazane są dylematy oparte na Pierwszej Dyrektywie. Bezwzględnie nie mieszać się w naturalny rozwój obcej cywilizacji. W jednym z obcinków Następnego Pokolenia (TNG) kapitan Picard staje się dla obcej cywilizacji bóstwem, które zaczyna być czczone. Wyobraźmy sobie, co mogłoby dziać się dalej, gdyby odpowiednio wcześnie nie zaradzono sytuacji. Więcej – cały zamysł Voyager-a opiera się na tym, że kapitan Janeway poświęca siebie całą załogę tylko dlatego, że system filozoficzny uniemożliwia jej pozostawienie technologii obcych w rękach innej, mniej zaawansowanej cywilizacji – co zniszczyłoby naturalny balans sił w danym regionie.
Pierwsza Dyrektywa to nie tylko prawo – to cała filozoficzna – oparta, jak dowiedliśmy, na utylitaryzmie. Wyobraźmy sobie problem, jaki stwarza tego typu system, który wymusza na nas największe poświęcenie – nawet, jeżeli mamy dobre chęci i chcemy komuś po prostu pomóc. Bezwzględne posłuszeństwo bez wyjątków i bez naginania zasad. Pamiętajmy jeszcze o jednej, bardziej przyziemnej sprawie – Pierwsza Dyrektywa to zwalczenie w sobie arogancji – przekonania o tym, że wie się lepiej, co jest lepsze dla drugiej osoby (a w tym konkretnym przypadku – dla drugiej cywilizacji). Może i szybko rozwijamy się technologicznie jako członkowie cywilizacji zachodniej, ale społecznie jesteśmy daleko w tyle, domagając się, aby inne regiony świata miały ten sam system polityczny co my, aby wierzyły w to samo, co my, aby wprowadzały podobne prawa i miały te same wartości. Zapominamy tym samym o tym, czy jednocześnie nie uniemożliwiamy im samodzielnego rozwoju i samodzielnego odkrycia, co jest dobre, a co złe? Czas nam pokaże.
kapitan Kamil